niedziela, 6 stycznia 2013



Roz. 2
Umyłam się i ubrałam. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Założyłam Neli jej fioletową obróżkę i przypięłam smycz. Zawiesiłam na ramię szarą torbę, do której włożyłam butelkę Tymbarka cytryna-mięta, jabłko i pieniądze. Puściłam muzykę z telefonu i włożyłam słuchawki do uszu. Była 11:30, więc miałam jeszcze pół godziny do spotkania z Lucy. Poszłam z suczką na krótki spacer do parku, a gdy wróciłam, zobaczyłam przyjaciółkę idącą w stronę mojego domu.
-Lucy! –Zawołałam
-Cześć! –Przywitała się.
-Czekaj odstawię Neli do domu i już idę.
                Zostawiłam ją w domu i powiedziałam mamie, że wrócę na obiad. Poszłyśmy razem z Lucy do naszego ulubionego sklepu - House’a, a potem do kilku innych sklepów.
-Viki kupimy gofry?- spytała
-Jasne.-odpowiedziałam i pobiegłyśmy w stronę budki, gdzie sprzedawali gofry.
                Ja kupiłam gofra z bitą śmietaną, a ona z dżemem i poszłyśmy do parku.
-Nie chcę jechać na ten idiotyczny obóz.-zaczęłam mówić
-A nie udało Ci się przekonać rodziców? -spytała Lucy, która wiedziała o naszej tajemnicy.
-Nie. Powiedzieli, że jadę i koniec.
-Ej, a może to nie jest takie złe? Poznasz nowe koleżanki, może fajnych chłopców.
-Coś Ty?! Nie chcę tam jechać bez Ciebie. Nikogo tam nie znam, a chłopcy to pewnie same kujony.
-Nie doszukuj się złych stron.
-Może masz rację…
-A czy kiedyś nie miałam?
-No nie.
-Właśnie. Więc możesz mi uwierzyć, że będzie dobrze. Poza tym codziennie masz do mnie dzwonić i opowiadać.
-No jasne, że będę!
-Dobra chodź już, bo miałaś wrócić na obiad, a dochodzi 13:30
-Ok.
                Wróciłam do domu. Na obiad była lasagne. Zjadłam całą, bo ją uwielbiam, a szczególnie kiedy mój tata ją zrobi. Tata najlepiej gotuje włoskie dania. Po obiedzie poszłam do pokoju. Sprawdziłam Facebooka i Twittera. Za trzy dni miały być moje urodziny a za dziesięć wyjazd. Zaczęłam powoli wybierać ubrania na obóz. Odłożyłam już kilka bluzek i nagle mnie oświeciło, że nie ma mojej ulubionej bluzki (czarnej z biało-fioletowym napisem „I believe I can fly”)
-Maaaaaamooooooo!
-Tak?!
-Widziałaś gdzieś moją ukochaną bluzkę?
-Tak. Leży u Ciebie na krześle.
-Dzięki-odkrzyknęłam i odłożyłam ją na stertę rzeczy do spakowania.
Odłożyłam jeszcze parę rzeczy i poszłam pobawić się z Tiarą i Neli na dworze. Mała biegała po podwórku szukając kwiatków, a Neli… Właśnie, gdzie jest Neli?!
-Ej! Mordko gdzie jesteś?!-zawołałam sunię
Po chwili poczułam, że ktoś mnie przewraca i zobaczyłam Nelkę skaczącą na mnie. Zaczęłam się śmiać i głaskać ją. Bawiłyśmy się tak do wieczora. Gdy wróciłyśmy wykąpałam siostrę, bo była cała ubrudzona ziemią i pyłkiem z kwiatków i położyłam ją spać. Rodzice oglądali jakieś romansidła, więc zrobiłam sobie i Neli kolację. Ja zjadłam tosty z serem i jajecznicę, a sunia swoje ulubione chrupki. Poszłam się umyć. Użyłam wiśniowego mydła i szamponu, wytarłam włosy, ale nie suszyłam ich (nie lubię suszyć włosów). Wyszłam z pod prysznica ubrana w zielono-białą piżamkę i ciepłe kapcie. Sprawdziłam ostatni raz Facebooka. Neli wskoczyła na łóżko i tak zasnęłyśmy. Rano obudził mnie zapach przypalonych zapiekanek. Zeszłam na dół, żeby sprawdzić, czy mama na pewno nie podpali domu.
-Mamo, zapiekanki Ci nie wyszły? –spytałam
-No troszeczkę. –odpowiedziała mama
-Bo wiesz powinny się piec siedem minut, a nie siedemnaście. –roześmiałam się
-A no tak.
Zrobiłam nam nie przypalone śniadanie i usiadłam do stołu. Tiara jak zwykle rozchlapała jedzenie po całym swoim krzesełku.  Posprzątałam po śniadaniu i poszłam poleniuchować.
*Rozdział krótki i nudny, ale nareszcie jest. Przepraszam za tak długą przerwę w pisaniu, ale nie miałam weny.*

1 komentarz: